Dzi?ki uprzejmo?ci “Gazety Wyborczej” mog? opublikowa? na naszej stronie sw?j tekst pt. “Wszystko mi m?wi, ?e ja sie? pokocham” (kt?ry chcia?em, ?eby si? nazywa? w?a?nie “Kultura pr??y sw?j d?ugi ogon”). Tekst ukaza? si? po raz pierwszy w “Gazecie Wyborczej” z dni 29 kwietnia – 1 maja (jest te? dost?pny na stronie internetowej gazety, “tutaj”:http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34591,3314742.html). Tekst udost?pniam na licencji “CC Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Zasadach 2.5 PL”:http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0/pl/.
Wszystko mi m?wi, ?e ja sie? pokocham
Alek Tarkowski
Internet mo?e by? gro?n? konkurencj? dla klasycznych metod rozpowszechniania kultury. Ale tak?e szans? zysku dla tw?rc?w, podobno okradanych przez pirat?w
Internet zabija muzyk?w – pisz? Piotr Mi?czy?ski i Zbigniew Domaszewicz w reporta?u “Piraci cyberprzestrzeni” (“Gazeta ?wi?teczna” z 8-9 kwietnia br.). Po przeczytaniu tego tekstu pomy?la?em, ?e trzeba bi? na alarm i wzmacnia? fortyfikacje. Wataha internaut?w mo?e bowiem zebra? krwawe ?niwo – je?li uwierzymy w to, co si? pisze o “piractwie internetowym”.
Nie lubi? s?owa “piractwo”, bo dzia?a na emocje, ale niczego nie wyja?nia. Je?li przez “piractwo” rozumie? korzystanie bez zezwolenia z cudzej tw?rczo?ci, to jest to bez w?tpienia powa?ny problem wymagaj?cy rozwi?zania. Jednak sieci peer-to-peer (p2p) pozwalaj?ce internautom wymienia? si? plikami mog? te? by? wykorzystywane legalnie, z korzy?ci? dla tw?rc?w. ?atwo o tym zapomnie?, gdy my?li si? o nich wy??cznie jako o “gniazdach pirackich”.
Wymiana w sieci p2p to wyj?tkowo efektywna i tania dystrybucja d?br kultury. Dzi? odbywa si? ona zazwyczaj ze szkod? dla tw?rc?w i komercyjnych dystrybutor?w. Nie oznacza to jednak, ?e jedynym wyj?ciem jest rozwi?zanie si?owe zmierzaj?ce do likwidacji tej wymiany. Alternatyw? jest wypracowanie uczciwych i nieszkodliwych sposob?w korzystania z p2p. Niestety, nie b?dzie to mo?liwe, dop?ki b?dziemy snu? najczarniejsze scenariusze zwi?zane z pojawieniem si? nowych technologii.
“Wszyscy ?ci?gamy [muzyk?] z internetu. Nikt jej nie kupuje, arty?ci nie maj? z czego ?y?, nie nagrywaj? wi?c nowych p?yt. Muzyka przestaje powstawa?” – m?wi w tek?cie reporta?u Tomasz Szladowski ze sklepu iPlay. Trzy miesi?ce temu Roman Gutek m?wi? o zabijaniu kina w Polsce przez piractwo internetowe. Oskar?anie nowych technologii o kryzys i zmierzch kultury (a tak?e wiele innych nieszcz???) ma d?ug? tradycj?. W 1906 r. ameryka?ski dyrygent i kompozytor John Philip Sousa wieszczy? “upadek ameryka?skiej muzyki i gust?w muzycznych” oraz “zanik strun g?osowych w procesie ewolucji”. Winna by?a pianola – mechaniczne urz?dzenie odtwarzaj?ce muzyk?, daleki przodek adaptera, odtwarzacza CD czy iPoda.
Proponuj? wi?c przyjrze? si? skutkom wymiany w internecie i zada? sobie pytanie: jak bardzo jest ona szkodliwa? I zwr?ci? uwag? tw?rc?w, kt?rym wymiana przynosi korzy?ci, a nie straty.
Badania nie s? jednoznaczne
Prawnicy (r?wnie? ci cytowani w reporta?u) nie s? zgodni w kwestii, czy u?ywanie sieci p2p jest nielegalne. Niemniej w dyskusjach publicznych wymiana plik?w jest traktowana jako przest?pstwo – kradzie? cudzej w?asno?ci. Zak?ada si? przy tym, ?e ka?de ?ci?gni?cie szkodzi w?a?cicielowi utworu, gdy? powoduje spadek sprzeda?y p?yty muzycznej czy filmu. Takie szkody czyni? oczywi?cie wymian? internetow? niemoraln?. Jednak wielu badaczy tego problemu sugeruje, ?e mi?dzy ?ci?ganiem i sprzeda?? nie ma ?adnego zwi?zku, a nawet twierdzi, ?e wymiana plik?w prowadzi do… wzrostu sprzeda?y.
Felix Oberholzer z Uniwersytetu Harvarda i Koleman Strumpf z Uniwersytetu P??nocnej Karoliny por?wnali sprzeda? na p?ytach i wymian? w sieciach p2p tych samych utwor?w i nie wykryli wp?ywu internetu na sprzeda? muzyki. David Blackburn z Uniwersytetu Harvarda na podstawie swych bada? stwierdzi?, ?e na wymianie internetowej trac? najwi?ksze gwiazdy, ale zyskuj? arty?ci mniej znani. Zdaniem firmy Jupiter Research w 2002 r. osoby intensywnie ?ci?gaj?ce utwory z sieci wyda?y wi?cej na zakup muzyki. Badania Mi?dzynarodowej Federacji Bran?y Fonograficznej (IFPI) wykazuj? jednak zwi?zek odwrotny.
R??norodno?? wynik?w dowodzi, ?e wci?? nie ma wystarczaj?cej ilo?ci danych pozwalaj?cych uchwyci? z?o?one relacje mi?dzy zmieniaj?cym si? rynkiem, technologiami i zachowaniami konsumenckimi. Jedno jest pewne – sieci p2p zapewne nie szkodz? w takim stopniu, jak si? zazwyczaj s?dzi.
Diabe? tkwi r?wnie? w szczeg??ach, kt?re w debacie publicznej s? pomijane lub nieznane. Michael Geist, profesor prawa na uniwersytecie w Ottawie, wykaza?, ?e Kanadyjskie Stowarzyszenie Przemys?u Nagraniowego (CRIA), nag?a?niaj?c kwesti? strat spowodowanych spadkiem sprzeda?y, nie wspomnia?o o op?atach pobieranych od czystych no?nik?w i urz?dze? nagrywaj?cych. Jak wyliczy? Geist, op?aty te z nawi?zk? wyr?wnuj? tw?rcom ewentualne straty.
Zyski producent?w i dystrybutor?w nie zale?? jedynie od skali wymiany w sieci p2p. Przewodnicz?cy IFPI John Kennedy t?umaczy spadek sprzeda?y muzyki na p?ytach kompaktowych nie tylko “piractwem cyfrowym i fizycznym”, ale r?wnie? “konkurencj? ze strony innych form rozrywki oraz rosn?cymi wydatkami na zakup muzyki online lub do telefon?w kom?rkowych”. Jak informuje “The Economist”, z wewn?trznych bada? wykonanych przez jedn? z wielkich wytw?rni muzycznych wynika, ?e sieci p2p s? odpowiedzialne co najwy?ej za jedn? trzeci? spadku sprzeda?y.
Badacz medi?w Mark Pesce s?usznie zauwa?a, ?e telewizja nauczy?a odbiorc?w, i? kultura dost?pna jest za darmo. ?atwo si? zapomina o p?aconym raz na rok, zreszt? niezbyt wysokim abonamencie. Podobnie traktujemy internet – po zap?aceniu abonamentu mamy poczucie, ?e wolno nam r?wnie? korzysta? ze wszystkiego, do czego mamy dost?p. Celem telewidz?w jest jedynie intensywne konsumowanie kultury – i to samo czyni? ?ci?gaj?cy z sieci internauci. Dlatego – pisze Pesce – win? za zaistnia?? sytuacj? nale?y obarcza? nie odbiorc?w, lecz przestarza?y przemys? rozrywkowy niezdolny do zmian.
Problem, jakim dla przemys?u rozrywkowego s? sieci p2p, mo?na rozwi?za? si?owo. “Kartel praw autorskich” – jak Dan Gillmor nazywa najwi?ksze wytw?rnie muzyczne i studia filmowe – jest w stanie ukr?ci? “piractwo” za pomoc? coraz ostrzejszych przepis?w i zabezpiecze? technicznych (tzw. system?w DRM). Jednak takie ograniczenia cz?sto utrudniaj? konsumentom korzystanie z utworu, a fala proces?w s?dowych wytaczanych u?ytkownikom p2p budzi tyle? strach, co niech??.
Zaciskanie kontroli nad dzie?ami odbywa si? ze szkod? dla kultury jako dobra wsp?lnego. Lepszym rozwi?zaniem jest zaakceptowanie wymiany internetowej. A nast?pnie wypracowanie takiego modelu dystrybucji, kt?ry b?dzie sprawiedliwy dla wszystkich. Nie pozostaje nic innego, jak pokocha? internet.
Kultura pr??y sw?j d?ugi ogon
Zdaniem Chrisa Andersona, redaktora naczelnego ameryka?skiego pisma “Wired”, rynek rozrywki w epoce internetowej r??ni od rynku sprzed dziesi?ciu lat “d?ugi ogon” (long tail) kultury niszowej. Do niedawna kultura dzieli?a si? na dominuj?cy g??wny nurt oraz szcz?tkow? kultur? amatorsk?. Pierwszy nurt tworzy?y produkcje profesjonalne, drugi za? – amatorskie, a wi?c z za?o?enia nieprofesjonalne, niepowa?ne i nieistotne. Tak? kultur? mogli?my sobie wyobra?a? jako wielkie cia?o zako?czone niewielkim ogonkiem, ledwie widocznym i do?? tandetnym.
Dzi? jednak zdaniem Andersona kultura sk?ada si? z malutkiej g?owy, za kt?r? ci?gnie si? bardzo d?ugi ogon. G?ow? tworz? najwi?ksze, stosunkowo nieliczne gwiazdy ze swoimi przebojami, pilnowane przez wielkie korporacje. Na d?ugi ogon tw?rczo?ci niszowej sk?adaj? si? profesjonalne dzie?a tw?rc?w niezale?nych i ma?ych wytw?rni, dalej – produkcje amatorskie i offowe, a na samym ko?cu tw?rczo?? domowa i gara?owa. Wewn?trzne podzia?y, a tym bardziej nazewnictwo, staj? si? zreszt? w ogonie coraz mniej istotne. Popyt na produkty z ogona kultury jest du?o mniejszy ni? na popularn? i przynosz?c? nieproporcjonalne zyski g?ow? – co nie znaczy, ?e nie mo?na na tych dzie?ach zarabia?.
Anderson twierdzi, ?e do niedawna obcowali?my niemal wy??cznie z “g?ow? kultury”. Tylko ona trafia?a do ram?wek telewizyjnych, na p??ki ksi?gar? i sklep?w muzycznych. Wzrost znaczenia d?ugiego ogona wi??e si? z og?lnym rozrostem przemys?u kulturowego, w kt?rym jest coraz wi?cej miejsca dla dzie? niszowych. Jednak prze?omow? rol? odegra? internet, kt?ry zapewnia odbiorcy dost?p do praktycznie niesko?czonej oferty. Ograniczona przestrze? p??kowa czy czas antenowy przestaj? by? problemem. Internet jest wielkim ogonem kultury, w kt?rym ?atwo jest zamieszka?, a nast?pnie pr?bowa? zaistnie?.
Strategie artyst?w i producent?w z g?owy i ogona kultury musz? si? r??ni?. Pierwsi s? s?awni, pr?buj? wi?c na tej s?awie zarobi? i dlatego nie ?ycz? sobie, by ich najnowsze dzie?o trafi?o do sieci wymiany plik?w. Prowadzona przez wielkie korporacje walka z sieciami p2p ma nie tylko zmniejsza? straty, ale te? zapobiega? erozji dotychczasowych modeli biznesowych. Natomiast typow? strategi? mieszka?c?w ogona jest dbanie nie tylko o zyski, ale r?wnie? o s?aw? i reputacj?. Cho? bowiem ka?dy mo?e si? znale?? w d?ugim ogonie, to jednak musi w?o?y? sporo wysi?ku, by zosta? zauwa?onym. Dla jednych popularno?? przek?ada si? na p??niejsze zyski. Innym – pomimo obiegowej opinii, ?e nikt nie tworzy za darmo – nie zale?y na pieni?dzach, ale z ch?ci? osi?gn? cho?by niewielk? s?aw?.
Jak nie zosta? dinozaurem
Warto przyjrze? si? temu, co dzieje si? na styku g?owy i ogona kultury. To miejsce, w kt?rym ?yj? tw?rcy zarabiaj?cy lub nawet ?yj?cy ze swojej tw?rczo?ci, ale r?wnocze?nie sk?onni do eksperymentowania z nowymi modelami dystrybucji i promocji. Na ka?dego Eminema czy Madonn?, kt?rzy protestuj? przeciw wymianie w sieci Napster, przypada zesp?? taki jak R.E.M. czy Pearl Jam, kt?re zgadzaj? si? na niekomercyjn? wymian? nieoficjalnych nagra? z ich koncert?w lub udost?pniaj? swe piosenki w internecie. A tak?e liczni tw?rcy, nieznani powszechnie, ale potrafi?cy utrzyma? si? we w?asnej niszy.
Od dawna wiadomo, ?e reputacja i popularno?? przek?ada si? na zysk finansowy. Nowo?ci? jest swobodne udost?pnianie w tym celu swojej tw?rczo?ci, zrzekanie si? – wbrew obowi?zuj?cej ortodoksji – kontroli nad “w?asno?ci? intelektualn?”. W tej sytuacji ?ci?ganie z internetu przestaje kojarzy? si? jedno-znacznie z kradzie?? i “piractwem”.
Cory Doctorow, s?awny pisarz science fiction m?odego pokolenia i dzia?acz na rzecz reformy re?imu w?asno?ci intelektualnej, od kilku lat r?wnocze?nie wydaje swe ksi??ki drukiem i udost?pnia je w internecie za darmo. Ksi??ki drukowane sprzedaj? si? ?wietnie nie tylko dzi?ki talentowi Doctorowa, ale te? popularno?ci, jak? przynios?y mu darmowe wersje cyfrowe. Pisarka Mercedes Lackey twierdzi, ?e nag?y, trzykrotny wzrost zysk?w ze sprzeda?y jej ksi??ek napisanych 15 lat temu zbieg? si? w czasie z udost?pnieniem ich przez wydawc? w internecie za darmo. Robert Sankowski pisze o brytyjskim zespole Arctic Monkeys: “Utwory grupy nie musia?y ukazywa? si? na singlach, nie musia?y pojawia? si? w radiu. Wystarczy?o, ?e sam zesp?? udost?pni? je fanom, a ci zrobili reszt?, wymieniaj?c si? nimi za po?rednictwem sieci” (“Gazeta” z 30 stycznia br.). W Polsce uda? si? eksperyment Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych, kt?re wydaj?c drukiem “Woln? kultur?” Lawrence’a Lessiga, zarazem umie?ci?y t? ksi??k? w internecie. Ksi??ka sprzedaje si? dobrze mimo tysi?cy dokonanych ?ci?gni??.
Sukces typowy dla d?ugiego ogona kultury przydarzy? si? r?wnie? reklamie z polskim hydraulikiem. Zdj?cie umieszczone na stronie Polskiej Organizacji Turystycznej niepoparte akcj? reklamow? trafi?o przypadkiem do medi?w, w spos?b wirusowy rozla?o si? po internecie i przynios?o zyski polskiej turystyce. Nikt nikogo nie pyta? o zgod? na kopiowanie ani o op?aty licencyjne, nikt te? nie narzeka? na piractwo.
Takie dzia?ania s? jedynym wyj?ciem z impasu, przed kt?rym nowe technologie stawiaj? przemys? rozrywkowy. Tw?rcom mo?e pom?c wiele rozwi?za? prawnych i technicznych. Jednym z nich s? otwarte licencje – jak te stworzone przez organizacj? Creative Commons. Dzi?ki takim licencjom tw?rca, publikuj?c sw?j utw?r, mo?e okre?li? zakres, w jakim odbiorcy mog? z niego swobodnie korzysta?. Mo?e np. wyrazi? zgod? na kopiowanie i u?ywanie swego dzie?a pod jednym prostym warunkiem, ?e zawsze b?dzie wymieniany jako jego autor. Zasad? “wszelkie prawa zastrze?one” zast?puje zasada “pewne prawa zastrze?one”.
Internet umo?liwia nawi?zanie i utrzymywanie bezpo?rednich kontakt?w ze spo?eczno?ci? fan?w. Sukces artysty, zw?aszcza niszowego, mo?e by? dzi? oparty na oddolnej promocji prowadzonej przez fan?w – z ust do ust, ze skrzynki do skrzynki e-mailowej.
Zara?eni g?owizmem
Chris Anderson nazywa “g?owizmem” (headism) prze?wiadczenie, ?e mechanizmy i strategie stosowane w “g?owie” obowi?zuj? r?wnie? w ogonie kultury. G?owizm przejawia si? m.in. wiar? w skuteczno?? twardej ochrony w?asno?ci intelektualnej, brakiem szacunku dla tzw. tw?rczo?ci amatorskiej czy przekonaniem, ?e wszyscy arty?ci tworz? dla pieni?dzy. Pami?tam audycj? w Radiu Bis z udzia?em m?odego, niszowego muzyka tworz?cego ambitn? elektronik?. Spytany o strony, z kt?rych mo?na ?ci?gn?? jego utwory, zacz?? poucza? s?uchaczy, ?e muzyka nie jest czym?, co mo?na ?ci?ga? z sieci. Z powodu zara?enia “g?owizmem” nie rozumia?, ?e w jego przypadku samodzielna promocja i dystrybucja przez internet by?aby r?wnie racjonalna, jak zabieganie o kontrakt z wielk? wytw?rni?.
Jason Scott, historyk informatyzacji, przez cztery lata pracowa? nad “BBS: The Documentary” – sze?ciogodzinnym dokumentem o tw?rcach wczesnych system?w komunikacji przez internet. Dzi? sprzedaje sw?j film na DVD i twierdzi wprost, ?e zale?y mu na zysku. A jednocze?nie rozpowszechnia ten film za darmo w sieci p2p. Zdaniem Scotta to, ?e niekt?rzy nie p?ac? za cudz? tw?rczo??, nie uzasadnia traktowania wszystkich klient?w jako potencjalnych oszust?w. “Lepiej za?o?y?, ?e je?li z sercem stworzy?e? co? wyj?tkowego i ciekawego, inni za to zap?ac?. Traktowani jak ludzie, poprosz? nawet innych, by zrobili to samo”.
W reporta?u “Piraci cyberprzestrzeni” D?ej D?ej z Big Cyca stwierdza: “Fakt, ?e kto? kupuje nasz? p?yt?, jest jak?? form? szacunku dla tego, co robimy”. Coraz wi?cej artyst?w za oznak? szacunku uznaje r?wnie? ka?de darmowe ?ci?gni?cie ich tw?rczo?ci. Cz?onek brytyjskiego zespo?u Radiohead tak skomentowa? wyciekni?cie do internetu ich nowej p?yty trzy miesi?ce przed premier?: “Jestem raczej og?upia?y ni? z?y. A przede wszystkim ciesz? si?, ?e p?yta si? ludziom podoba. [...] Bardziej niepokoj? si?, ?e nasza muzyka mog?aby si? nie ukaza? z jakiego? dziwnego powodu”.
Pod koniec 2005 r. firma Gutek Film pr?bowa?a walczy? z wymian? film?w w internecie. Akcja przypominaj?ca dzia?ania wielkich koncern?w nie odnios?a sukcesu, nie przynios?a te? firmie popularno?ci. Nie twierdz?, ?e Gutek nie powinien broni? praw do posiadanych utwor?w, jednak – zgodnie z logik? d?ugiego ogona – dystrybutor kina ambitnego musi piel?gnowa? kontakty z niesfornymi klientami, a w nowych technologiach widzie? sprzymierze?ca, a nie wroga.
Gdy pisz? ten tekst, firma Gutek Film – kt?ra najwyra?niej odnalaz?a swe miejsce na czele polskiego d?ugiego ogona kultury – rozpocz??a dystrybucj? przez internet filmu “Oda do rado?ci”. A zesp?? Big Cyc, kt?rego wokalista D?ej D?ej przyzna? si? do bycia piratem, jest jedn? z wielu polskich grup, kt?re udost?pniaj? w internecie sw? muzyk?, umo?liwiaj?c legalne jej ?ci?ganie.
Lawrence Lessig pokazuje w ksi??ce “Wolna kultura”, ?e telewizja, radio i kino by?y u swych pocz?tk?w “pirackie”. Ka?de z nich stopniowo zyskiwa?o spo?eczn? akceptacj?, staj?c si? wa?nym elementem wsp??czesnego przemys?u rozrywkowego. Podobnie jest dzisiaj – bardzo prawdopodobne wydaje si? przepoczwarzenie internetu i technologii p2p z medi?w “pirackich” w cenne narz?dzie dystrybucji wiedzy i kultury. Lessig dowodzi te?, ?e prawo reguluj?ce dzia?alno?? medi?w nie jest wyryte w kamieniu raz na zawsze. Nale?y je zmienia? tak, by umo?liwia?o dystrybucj? kultury, kt?ra b?dzie sprawiedliwa i na tyle efektywna, na ile pozwalaj? na to dost?pne technologie.
Internet mo?e stanowi? gro?n? konkurencj? dla dotychczasowych metod dystrybucji kultury, ale r?wnie dobrze mo?e by? pot??nym narz?dziem w r?kach tw?rc?w i dystrybutor?w. Wa?ny g?os do tej dyskusji – dotychczas nieobecny – mog?aby wnie?? awangarda tw?rc?w eksperymentuj?cych z dystrybucj? internetow?. Nawet je?li zalewa nas pot??na fala zmian zwi?zanych z nowymi technologiami, nie warto sta? na brzegu i narzeka?, ?e woda jest zimna, skoro na jej czubku mo?na surfowa?. Nowe idzie, nie ma si? czego ba?.